Pobyt w domu rodzinnym był zbawienny. Mogłam odpoczywać do woli, nikt mi nie przeszkadzał. Moja mama zajmowała się Miłoszkiem, ja natomiast nie musiałam się o nic martwić, wszystko miałam podane. Rozłąka z Madzią i Adasiem była dla mnie najgorsza, każda matka myślę, że wie o czym mówię. Musiałam jednak zacząć myśleć tylko o sobie, żeby jak najszybciej dojść do siebie i móc wrócić do domu.
Niestety za jakiś czas dostałam wysokiej gorączki dochodzącej do 40 stopni. W kolanach miałam tak ostry ból, że nie mogłam spać ani sie ruszyć na łóżku, nigdy wcześniej nie miałam tak ostrego bólu. Miałam wrażenie jakby na żywca ktoś łamał mi nogi. Zabrała mnie karetka do szpitala w Brzozowie. Jak zawsze miałam nadzieję, że to nic poważnego jednak musiałam zostać w szpitalu na tydzień na dokładne badania. Okazało się, że miałam zapalenie dróg moczowych. Kolejny tydzień w szpitalu był dla mnie koszmarem, bo ileż można jeździć po tych szpitalach. Wyszłam końcem sierpnia i od razu wróciłam do domu ponieważ moje dzieci zaczynały rok szkolny w przedszkolu. Było to dla nas ogromne wydarzenie 🙂 Nadal jednak nie wiedzieliśmy co będzie z Miłoszkiem ponieważ nie był on nigdzie zapisany do żłobka ponieważ nie przewidywaliśmy takiej sytuacji, miał być ze mną w domu. Teraz mąż musiał szukać dla niego miejsca a terminy zapisów już dawno minęły. Miłoszek został w domu u rodziców a ja wróciłam do domu aby zająć się dziećmi. Między czasie udało nam się, że zwolniło się jedno miejsce w żłobku i mamy pierwszeństwo, dzięki mojej grupie niepełnosprawności, i Miłosz mógł zacząc chodzic od pierwszego paździrniks. Wszystko idealnie sie poukładało. To co było niemozliwe stało się możliwe. Teraz mogłam być w domu i spokojnie wracać do sił.
Mój słuch z każdym tygodniem był lepszy choć ta poprawa była tak minimalna, że czasami trudno było określić czy jest lepiej czy nie. Dźwięki w głowie zmieniały się i ich częstotoliwość również. Patrząc jednak z większej perspektywy czasu widać było różnicę. Ostatnio udało mi się zdefiniować to co czuje w głowie ponieważ trudno czasami powiedzieć lub opisać to co czuje. Aktualnie moja głowa odbiera prawidłowo dźwięki, nie sa zniekształcone ale dodatkowo czuje tak jakbym miała głowę pod wodą i słysze taki pusty przytłumiony odgłos ciśnienia. Nie wiem jak to opisać. Osoby, które pływają wiedzą co słyszą mając głowę w wodzie na dużej powierzchni. Nie boję się już wyjść z domu np do urzędu czy odebrać telefonu ponieważ jestem w stanie normalnie się komunikować. Czasami coś niedosłyszę gdy jest większy szum wokoło ale zawsze ktoś może powtórzyć głosniej. Mój słuch nadal jest wrażliwszy na najdrobniejsze dźwięki typu szelest kurtki, worka, odgłos butów, na to co zwykła osoba nie zwraca uwagi.
Mój stan fizyczny bardzo się poprawił, poruszam się bez problemu, chodzę po schodach, podnoszę się z łóżka, biorę prysznic itp. Aktualnie minęło 7 miesięcy od naświetlań i zauważam ciągły progres ku lepszemu. Osoby, które mnie nie znają nie powiedziałyby, że choruję ponieważ nie widać tego po mnie. To, że nie widzę na jedno oko, to że niedosłyszę czy mój stan fizyczny jest troszkę słabszy jest niezauważlane. Aktualnie mogłabym powiedzieć, że wróciłam do normy porównując mój stan z pół roku wstecz. Zaczęlam chodzić na spacery i jestem w stanie przejść już dwa kilometry, to bardzpo dużo. Jeszcze niedawno byłam pewna, że nie będę chodzić.
Moje leczenie na dzień dzisiejszy wyglada tak, iż do Gliwic wysyłam jedynie aktualne badania z rezonansu. Moje wyniki są idealne, dwa guzy zanikły zupełnie, trzeci największy bardzo szybko zanika. Odczuwam to ponieważ odzyskuję słuch.
Co dwa miesiące jeżdżę na konsultacje do Warszawy i tam moja lekarz prowadząca sprawadza tomografię i rezonans oraz mój stan. Cały czas jestem na lekach.