Pierwsza konsultacja


Choroba / niedziela, 21 kwiecień 2019

Zadzwoniłam do siostry Magdy. Opowiedziałam jej jakie są wyniki. Siostra ma znajomą doktor onkolog w szpitalu w Rzeszowie więc stwierdziłyśmy, że z nią skonsultujemy wyniki. Udało nam się umówić wizytę za kilka dni, na 8 kwietnia.
Byłam nastawiona na to, że wreszcie może ktoś spojrzy na moją sytuację z innej strony i wreszcie coś ruszy w dobrą stronę. Miedzy czasie w tym szpitalu miałam robioną tomografię głowy i ta pani doktor bardzo szybko sprawdziła moje wyniki. Okazało się, że były bardzo dobre. Przyszłyśmy na wizytę. Pani doktor zaczęła mnie pytać co wiem o swojej chorobie… hm co ja mogę wiedzieć, skoro od roku lekarze sami nie wiedzą wiele o mnie. Nie mamy źródła choroby co było dla nich kluczowe. Nie było wiadomo czy czerniak wywiódł się ze skóry czy ze śluzówki. Nie byłam w ogóle leczona od prawie roku, na moje szczęście nic się do tej pory poważnego nie wydarzyło.
Pani doktor powiedziała mi, że nie wiadomo jakie leczenie będę miała dopóki nie odnajdziemy źródła choroby, dlatego też dała mi skierowanie do laryngologa już na drugi dzień aby szybko działać. Poinformowała mnie, że immunoterapia raczej nie będzie działać a inne leczenie jakie wchodzi w grę jest bardzo ciężkie i mało kto je przechodzi dobrze. Pooglądała mnie z każdej strony i stwierdziła, że będziemy wycinać wszystkie guzy plus większe pieprzyki, losowo wybrane, takie trochę podejrzane… czyli będę dość mocno pocięta….
Pani doktor wiedząc, że mam trójkę małych dzieci postanowiła, że nie będzie mnie zostawiać na oddziale tylko zabiegi zrobimy ambulatoryjnie, czyli wytniemy co trzeba i tego samego dnia wrócę do domu.
Ta informacja już mnie dobiła… jak ja wrócę cała pocięta do domu? Z tyloma ranami ? Wcześniej lekarz chciał mnie wziąść na oddział mówiąc, że trzeba pół pleców rozcinać a teraz dowiaduje się, że z większą ilością ran wyjdę do domu ? A gdzie obserwacja pacjenta ? A co gdyby mi się coś działo ?

Opowiedziałam pani doktor o moim złym samopoczuciu po zrobieniu biopsji, ponieważ robiło mi się niedobrze i słabo. Pani doktor stwierdziła, że to przypadek…

Zapytałam czy są takie przypadki jak ja z takimi guzkami podskórnymi , dowiedziałam się, że ja jestem przypadkiem.

Zapytałam czy jest sens pojechać do Warszawy lub Gliwic aby to skonsultować. Pani doktor powiedziała, że narazie nie ma sensu, ponieważ jak wytniemy guzy to wtedy mogę pojechać z wynikami a tak to nas odeślą z powrotem ponieważ nie będę mieć zrobionych badań.

W sumie jeden wielki mętlik w głowie….

Zaraz po wyjściu od pani doktor onkolog miałam umówione spotkanie z moją panią doktor rodzinną, która między czasie przygotowywała moje dokumenty do ZUS ponieważ mam starać się o świadczenie rehabilitacyjne. I znów moje nerwy puściły. Przyniosłam jej moje najnowsze wyniki do wpisania do druków. Rozpłakałam się.
Na szczęście pani doktor jest kobietą, która zawsze chętnie pomaga doradzając gdzie można się udać z danym problemem. I tym razem nie zawiodła.
Delikatnie sugerowała aby „pomocy szukać na samej górze a nie na dole”, u specjalistów w danej dziedzinie, u profesorów, w instytutach. Mówiła, że gdyby ja to dotyczyło tak by zrobiła. Nie podobało jej się to wszystko co jej opowiedziałam.
Bardzo mnie ona tym umotywowała.

Wróciłam do domu i od razu postanowiłam napisać e-maila do profesora z Warszawy, który jest szanowany wśród lekarzy w Europie ale i na świecie, a zajmuje się on właśnie czerniakiem.
Powołałam się w e-mailu na mojego poprzedniego e-maila jeszcze chyba ze stycznia gdy pisałam mu o podejrzeniu drugiego guza w głowie.
Opisałam krótko co aktualnie się dzieje i jakie kroki lekarze z Rzeszowa chcą ze mną poczynić oraz co ważne, nie jestem od roku leczona.

Wysłałam e-maila i wyszłam na zewnątrz aby odetchnąć po całym tym trudnym dniu. Nie minęło 15 min jak zadzwonił mój telefon. Miałam nie odbierać bo wyświetlił mi się numer warszawski, a to kojarzy mi się tylko z reklamami 🙂 jednak odebrałam, w słuchawce usłyszałam głos profesora ! Przedstawił się, zapytał o podstawowe badania i wyniki , stwierdził krótko „ Pani powinna być leczona” oraz zaprosił na kolejny dzień na godz 8.00 na wizytę do Warszawy. Mówił szybko i konkretnie. Podziękowałam mu i zaraz zaczęłam organizować wyjazd. Była godz 18.00 a na 8.00 rano miałam być juz w szpitalu. Czyli trzeba było wyjechać już o 2.00 w nocy. Między czasie jeszcze musiałam pojechać po moja cała historię choroby do pani doktor rodzinnej. Oczywiście krótki telefon do brata Staszka i jedziemy 🙂

2 Replies to “Pierwsza konsultacja”

  1. Pani Aniu co u Pani, czekam na dalsze informacje, bardzo poruszył mnie Pani blog. Dziękuję za wiele pięknych słów które tu przeczytałam, jest Pani bardzo silną osobą i wspaniałą mamą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *