Gliwice


Choroba / wtorek, 28 maj 2019

27 maja pojechaliśmy do Gliwic. Piękna pogoda na podróż, we mnie spokój, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam, że czekają mnie rzeczy, których do tej pory nie mogłam przyjąć typu robienie kolejnej maski, rezonansu i tomografii w przybitej masce do stołu. Na sama myśl miałam czarne myśli…a dziś w pełnym spokoju jechałam na te wszystkie najgorsze dla mnie rzeczy. Miałam jakieś wewnetrzene przekonanie, że to wszystko mnie tak do końca nie dotyczy. Że prawda jest po innej stronie, bardziej cudownej ze strony pana Boga i jego intencji wobec mojego życia. Pewnie musze przejść przez to żeby docenić życie, może coś zmienić, tylko w taki sposób czasami trzeba do człowiek dotrzeć.
Jakoś tak dziwnie ogarniał nas w domu spokój, mnie i mojego męża, że musi być dobrze. Wiadomości są złe ale nie w naszej sytuacji, my to przejdziemy.Od samego początku w szpitalu byliśmy bardzo mile przyjęci przez personel. Pomimo tego, że byłam wciśnięta pomiędzy pacjentów wszyscy bardzo mile nas obsługiwali, bez kolejki, bez pretensji z uśmiechem na twarzy. Tak było miło,że nawet gdy wzywali mój numerek nawet się nie poderwałam i wszyscy się śmiali 🙂 tam każdy tylko czeka swojego numeru, a ja wyluzowana nawet się nie oglądnełam 🙂 pani wzywająca musiała mi powiedzieć, że to przecież ja jestem 🙂 Bałam się robienia maski ponieważ całkowite zaklejenie twarzy łącznie z powiekami tak, że nie można na milimetr nimi ruszyć, paraliżowało mnie a jeszcze leżenie tak przez 1 godzinę to dla mnie nie do przejścia. Moje obawy się skończyły, gdy pani robiąca maskę pozwoliła mi na otworzenie oczu podczas jej robienia i mogłam faktycznie mieć oczy otwarte- dla mnie to było zbawienne. Przeżyłam ten dramat 🙂 podobnie było na rezonansie, jak nigdy całe badanie prawie przespałam – a zawsze to była dla mnie trauma klaustrofobiczna. Pozostała tylko 2 minutowa tomografia, którą równie bezproblemowo przeszłam. Wszystkie te badania udało nam się zrobić do godz. 13.00. Między czasie udało mi się spotkać lekarza, który również tutaj znał moją sytuację, ponieważ jako pierwszy w tym szpitalu mnie diagnozował i postanowiłam sie z nim umówić na indywidualne spotkanie na oddziale. Zgodził się więc zaraz po wykonaniu wszystkich badań poszliśmy na spotkanie.

Chciałam skonsultować z każdym lekarzem aby móc mieć jak największą dawkę informacji, opinii i sugestii. Nigdy nie wiadomo co może być znaczące i kto może nawet czasami bezwiednie rozjaśnić nawet najtrudniejszą sytuację lub decyzję. Rozmowa była obiektywna, lekarz odpowiedział na moje wszystkie pytania i wątpliwości choć nic jednoznacznego nie stwierdził. Przekonał mnie głównie w tym, iż wszystko tu zależy od danego pacjenta, to, że coś u kogoś jest tak czy inaczej nie oznacza, że tak ma być u każdego, choroba u każdego inaczej przebiega, inaczej zaskakuje i nic tutaj nie można jednoznacznie określić. Dlatego też wszystko to jest ryzykiem. To co ze mną będzie się dziać to już pozostaje w moich rękach, lekarze zrobią tyle na ile ja im pozwolę. Pozostałam z przekonaniem, że życie jest teraz tylko w moich rękach.Po wyjściu z tej wizyty wszystkie emocje mi opadły, wszystko zeszło. Tak zrobiłam się słaba, że myślałam, że nie ruszę nogami do przodu. Wlokłam się za bratem, tak mi było słabo, że musiałam szybko coś zjeść. Poszliśmy na obiad, który prawie że za jednym tchem połknęłam. Zrobiło mi się gorąco, duszno i słabo. Nic mi się już nie chciało.

Przynajmniej wiem na czym stoję, wiem co kto powiedział, wiem jakie mam możliwości, wiem kto może się mną zająć.

Czekam teraz na wyniki z rezonansu, który będzie kluczowy. Wszystko co wykazał dzisiejszy rezonans będzie kluczem do dalszego działania i prawdzie o moim faktycznym stanie zdrowia.

Mój wewnętrzny głos podpowiada mi mocno, że to wszystko nie jest takie straszne jak do tej pory słyszę i to wszystko co wokół mnie się dzieje. I tak jestem dobrej myśli 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *