Wyjazd do Gliwic – maska, tomografia, rezonans


Choroba / czwartek, 3 styczeń 2019

Dostaliśmy kolejny termin wyjazdu na konkretne badania na 16 listopada 2018r. Postanowiliśmy przechytrzyć system z bratem, mając doświadczenie z ostatniej wizyty, że najlepiej być z z samego rana przed wszystkimi i wyjechać wcześniej czyli o 4.00 z rana 🙂 więc faktycznie byliśmy przed wszystkimi lekarzami już na poczekalni mając nadzieje, że wejdziemy pierwsi, mając jeszcze zapisane na kartce od pani doktor godzinę ósmą

Panie z modelarni przyszły na godzinę ósmą oznajmiając, że musimy czekać do godziny 9.00 ponieważ muszą nagrzać basen, w którym wykonują maski. Byliśmy już o 7.00 czekając na 8.00 a tu zaskoczenie i trzeba było czekać do 9.00. Między czasie zbierali się kolejni pacjenci, pani spisała wszystkich obecnych i zaczęła od godziny 9.00 wzywać ale nie po kolei… i znów czekanie nie wiadomo do kiedy… –

Weszłam chyba szósta – nareszcie. Pani zaprosiła mnie na stół, ułożyła i zakomunikowała, że nałoży mi ciepłą maskę na twarz i tyle. No tak, założyła mi maskę, dokładnie zaklejając oczy i usta, pozostawiając jedynie wystający nos, przybiła mnie metalowymi klipsami z tą maską do stołu i odeszła. Zaczęło mi się robić gorąco, panika, mam klaustrofobię, więc dla mnie to gehenna i jeszcze nikogo nie ma koło mnie. Słyszę tylko z oddali rozmowy pań pielęgniarek o zabawnych sytuacjach a mnie aż w środku rozrywa bo nie wiem ile tak będę leżeć… Próbuję otworzyć oczy, niestety lewe oko jest zupełnie zaklejone a prawe mogę tylko lekko uchylić ale widząc tylko białą chusteczkę, bo pani mi ją założyła, żeby nie zniszczyć mi makijażu. Na szczęście wkrótce, po kilku minutach przyszłą, ledwo przez tą maskę udało mi się zapytać kiedy mi to ściągnie, na szczęście zaraz to ściągnęła ze mnie. Dopiero teraz miałam szansę jej powiedzieć, że mam klaustrofobię i strasznie dużo mnie to kosztowało. Pani i tak stwierdziła, że nieźle to zniosłam bo ludzie z klaustrofobią to cuda tam wyprawiają.

Po zrobieniu maski miałam się udać na rezonans magnetyczny i tomografię. Rezonans trwający ok 30 min udało mi się przetrwać ciesząc się, że mam go bez założonej maski ( zmówiłam przez czas trwania seansu całą Koronkę do Bożego Miłosierdzia i inne modlitwy aby tylko oderwać myśli ) natomiast tomografię miałam mieć robioną z maską. I tak też było, przyszłam na tomografię i pani założyła mi maskę i przybiła z nią do stołu. Przypominając sobie poprzednie tomografię wpadłam w panikę, że nie wytrzymam 15 minut w taki sposób. Kazałam natychmiast ja zdjąć. Na szczęście ta tomografia miała trwać tylko 90 sekund ! 🙂 Powiedziałam pani, że jak tylko skończy się naświetlanie aby od razu przyszła mi to ściągnąć i tak na szczęście było. Nienawidzę jak ludzie czasami niepoważnie podchodzą do tego problemu i jeszcze się naśmiewają z pacjenta, tak też miałam w Brzozowie podczas tego feralnego rezonansu. Natomiast tutaj pani potraktowała problem bardzo poważnie i pomogła mi przetrwać ten czas słuchając moich próśb.

Pomyślnie wykonałam wszystkie badania i udaliśmy się z powrotem do domu nie omijając po drodze Łagiewnik, gdzie byliśmy w Kościele, potem na obiedzie i wracając z niego wstąpiliśmy do kaplicy u sióstr, gdzie właśnie zaczynała się Koronka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *